Znowu uciekł mi czas

Od jakiego czasu mam wrażenie, że ledwo był poniedziałek, już jest piątek. Tydzień się jakoś skurczył, a co za tym idzie i miesiąc. A nawet rok. Pracuję intensywnie nad kolejną książką, kończę opowiadania, oprócz tego tego mam inne zajęcia (jak każdy) i nagle okazuje się że znowu wrzesień, a ja żyje w błogiej świadomości, ze właśnie rozpoczęło się lato. Zdecydowanie wolę słoneczne i cieple dni od ponurych i deszczowych. I nie pociesza mnie fakt, że nastał czas pieczenia ziemniaków w ogniskach, bo i tak nie mam tego gdzie zrobić.

No nic. Aby do wiosny. A może będziemy mieli złota polską jesień? Kto wie?

 

Zbliża się koniec lata?

Niejednokrotnie wspominałam, że lubię pisać na dworze. Gdybym miała duży ogród, pewnie postarałabym się o to, żeby było tam jakieś fajne miejsce do pracy. Dzisiaj wietrzę się – i jest to właściwe określenie – i poprawiam ostatnie opowiadanie z serii „Sezon na zbrodnie” na werandzie. Wieje, ale jest fajnie. Na szczęście jestem trochę osłonięta i wiatr nie szarpie moim włosami tak, jak wczoraj nad morzem – niżej zdjęcie poglądowe – bo pisanie byłoby utrudnione 😉
Zastanawiam się, jak długo jeszcze będę mogła siedzieć z laptopem na dworze. Może do października? Najwyżej kupię sobie rękawiczki bez palców.

„Kobiety umierają w sierpniu”

Strasznie szybko ten czas leci. Wiele razy obiecywałam sobie, że częściej będę robiła wpisy na stronie. I nie udaje się. I to nie dlatego, że nie chcę, po prostu doba ma tylko 24 godziny. A napisanie dziesięciu opowiadań „trochę” czasu zajmuje. Co miesiąc ukazuje się jedno, ale postanowiłam napisać je jak najszybciej, żeby potem zająć się czymś innym i nie mieć rozgrzebanych kilku tekstów. A przecież są i inne zajęcia, nie tylko pisanie.  W każdym razie żyję i piszę 🙂

I chwalę się. Cztery dni temu pojawił się na Storytelu audiobook drugiego opowiadania z serii ‚Sezon na zbrodnie” – „Kobiety umierają w sierpniu” 🙂 Jest już w najpopularniejszych, co bardzo mnie cieszy.  „Lipcowy dusiciel” też jeszcze jest jest w tym gronie, od ponad miesiąca, co świadczy o tym, że opowiadania z Gromskim przypadły do gustu czytelnikom 🙂 Bardzo się cieszę!

 

„Kobiety umierając w sierpniu” – audiobook

 

 

Premiera „Lipcowego dusiciela”

Nic nie mówiłam, nie chwaliłam się, ale od lipca co miesiąc będzie ukazywał się audiobook, a potem ebook z jednym moim opowiadaniem. Bohaterem całej serii jest ktoś zupełnie nowy, więc nie spodziewajcie się kopii Uszkiera lub Alicji (albo Julki).  Ja polubiłam Macieja Gromskiego już po pierwszym opowiadaniu, więc mam nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu.

Zbiór opowiadań w formie papierowej też jest przewidziany, ale po audiobookach.

Link do „Lipcowego dusiciela”:

Lipcowy dusiciel

Spotkanie z czytelnikami po długiej przerwie

Przerwa była covidowa i trwała ponad rok, poprzedni raz widziałam się na żywo z czytelnikami w marcu 2020. Baaardzo dawno temu. Lubię spotkania, lubię rozmawiać, lubię widzieć, jak czytelnicy reagują na to co mówię, na moje książki i opowiedziane w nich historie. Po spotkaniach, w części nieoficjalnej, zawsze toczą się jeszcze indywidualne rozmowy. Brakowało mi już tego.

W piątek w bibliotece w Bolszewie były dwa spotkania – dwie tury gry kryminalnej, podczas której czytelnicy rozwiązywali, przy niewielkiej mojej pomocy zagadki kryminalne. Jak zwykle, największą popularnością cieszyły się te, które dotyczyły profilowania. No dobrze „profilowania” ;-), bo przecież specjalistami nie jesteśmy.

Białogóra

Po raz pierwszy od ponad roku wyjechaliśmy na wakacje, spędzane razem z kimś, tym razem z siostrą i szwagrem. Brakowało nam już takiego wyjazdu, wspólnych spacerów, rozmów i po prostu bycia razem. Trochę też popisałam i poczytałam, tym bardziej, że wieczory były piłkarskie, a ja kibicem nie jestem. Odpoczęłam. Poobserwowałam ludzi, zapisałam sobie kilka scenek. Wiecie jak to fajnie siedzieć w ogródku knajpianym i gapić się na ludzi? Każdy jest inny, każdy zachowuje się inaczej, każdy ma inną historię. Gdyby ktoś szukał dobrej miejscówki, to polecam. Domek na ogrodzonej działce, z miejscem na ognisko, grillem huśtawkę, hamakiem i jeszcze parom udogodnieniami. Okolica fajna, jest gdzie pospacerować, pojeździć na rowerze i napić się piwo.

 

Conan Barbarzyńca

Mamy kreta. Od dwóch tygodni kopie tunele pod naszym mikroskopijnym ogródkiem i strasznie mnie irytuje. Na razie „warzywniak” (120 cm na 120 cm) ocalał, ale drań jeden kilkukrotnie wykopała się wśród ziół niszcząc co niektóre. Stad jego imię – Conan. Odstraszamy go wywarem z czosnku niczym wampira i preparatem zapachowym przeciwko kretom. Mimo, że na papierze „zamordowałam” już parę osób, to kreta wolę wygonić, niech sobie żyje gdzieś indziej, gdzie nie będzie przeszkadzał.

Trawnik w ruinie. Piszę na werandzie i zerkam, czy przypadkiem gdzieś się nowy kopiec nie zaczyna pojawiać.

 

 

 

Epidemia w „Ciele poniekąd ponętnym”

Akcja w powieściach cyklu z Alicją i Julią dzieje się na wakacjach lub feriach zimowych. Jest to związane z zawodem bohaterek i miejscami akcji (nie jest to miejsce zamieszkania dziewczyn). Nauczycielki nie mogą wziąć urlopu kiedykolwiek, więc wykorzystuję wakacje i ferie zimowe. W przypadku ‚Ciała poniekąd ponętnego” czas akcji przypadł na zeszłoroczne wakacje. Pandemiczne. W maseczkach, z płynami antywirusowymi i wszelkimi obostrzeniami. Covid był (i niestety jest) obecny w naszym życiu, więc i w najnowszej powieści z Alicją i Julka. Bałam się trochę, czy przypadkiem nie przysłoni reszty, ale nie 🙂 Pojawiły się już pierwsze recenzje, czytelnicy podczas lektury nie czują się osaczeni przez koronę. Cieszę się bardzo 🙂