Niejednokrotnie wspominałam, że lubię pisać na dworze. Gdybym miała duży ogród, pewnie postarałabym się o to, żeby było tam jakieś fajne miejsce do pracy. Dzisiaj wietrzę się – i jest to właściwe określenie – i poprawiam ostatnie opowiadanie z serii „Sezon na zbrodnie” na werandzie. Wieje, ale jest fajnie. Na szczęście jestem trochę osłonięta i wiatr nie szarpie moim włosami tak, jak wczoraj nad morzem – niżej zdjęcie poglądowe – bo pisanie byłoby utrudnione 😉
Zastanawiam się, jak długo jeszcze będę mogła siedzieć z laptopem na dworze. Może do października? Najwyżej kupię sobie rękawiczki bez palców.