Od jakiego czasu mam wrażenie, że ledwo był poniedziałek, już jest piątek. Tydzień się jakoś skurczył, a co za tym idzie i miesiąc. A nawet rok. Pracuję intensywnie nad kolejną książką, kończę opowiadania, oprócz tego tego mam inne zajęcia (jak każdy) i nagle okazuje się że znowu wrzesień, a ja żyje w błogiej świadomości, ze właśnie rozpoczęło się lato. Zdecydowanie wolę słoneczne i cieple dni od ponurych i deszczowych. I nie pociesza mnie fakt, że nastał czas pieczenia ziemniaków w ogniskach, bo i tak nie mam tego gdzie zrobić.
No nic. Aby do wiosny. A może będziemy mieli złota polską jesień? Kto wie?